jakikolwiek

3/26/2013

Błędy

Moja droga po indeks WUMowski usłana jest błędami: takimi, których nie jestem świadoma i takimi o których już wiem. Przykład? właśnie popełniam błąd. Przed momentem skończyłam pisać jego drugi wers!

Drinking: Ice Tea
Smoking: Staff
Listening toYui 

Mood: Curious

Moim problemem jest nieustanne podejmowanie próby zrozumienia czegoś, a co za tym idzie, rozpisywania wszystkiego na prostsze elementy - i tak w kółko dopóki czegoś nie zrozumiem. Błąd. Nie mam 3 lat na 3 przedmioty. Mam rok na całość. I bardzo mały margines błędu.
Dlatego przestałam kultywować przyświecającą mi ideologię konfucjańską (It does not matter how slowly you go as long as you do not stop). Bo  w przypadku tych okoliczności (zakres materiału, forma egzaminu, klucz, możliwość poprawy za rok) nie stać mnie na kolejną gorzką lekcję.

Z doświadczeń studenta - wspomnienia

My, dumni posiadacze indeksów wymarzonych uczelni mówimy po pierwszym semestrze:
E? co tam matura!
Ja powiedziałam tak w zeszłym roku. "Pfff. Maciek, naprawdę myślisz, że osoba, która jest w stanie zaliczyć prawo gospodarcze może sobie nie poradzić z materiałem na poziomie licealnym?

Zwiedziona pychą(?) pomyliłam się. Pomyliłam się bardzo. 
Rzeczywiście tak było, że w latach mojej świetności przesiadywałam oporowo w bibliotece. W przeciągu tygodnia z każdego przedmiotu było blisko 200 stron do przeczytania (przedmiotów było kilka). A, że zajęcia to konwersatoria i że wejściówki były regularnym rytuałem, to nie można było się nie uczyć. Wtedy problemem nie była konieczność posiedzenia w bibliotece do 21. Wtedy problemem było wyrobienie się z materiałem do 21. Papier płonął pod długopisem.
Pamiętam egzaminy do których nauki nie starczyło już czasu. Wtedy, w akcie desperacji wybierałam easy way i jechałam ze skryptem przez (dajmy na to) 36h żeby zakuć, zdać, z... O dziwo, to też się sprawdzało. Wyniosłam z tego egz 3.5. Trochę wstyd, zawsze celowałam w 5, ale fakt, że w ogóle zdałam był najpiękniejszą niespodzianką. 
Wracając do "pomyliłam się bardzo". Na studiach robimy czasem kosmiczne rzeczy, ale na studiach wszystko działa inaczej:
1) Rozliczamy sie regularnie, na zajęciach (nie masz nic do powiedzenia? Dyżur!). I to jest fajne bo  mniejszy (tematycznie, nie objętościowo) zakres materiału przypada samokontroli. Jeśli ktoś zawalił w pierwszym tygodniu, zawsze może pójść na dyżur, poprawić temat  zaległy i być mistrzem kolejnego tygodnia.

W przypadku matur nie ma "następnego tygodnia", nie ma poprawy. Jest tylko kolejny termin - za rok.

2) Regularne rozliczanie się przynosi satysfakcję. Ośrodek nagrody  
W przypadku matur po drodze do celu nie ma satysfakcji, jest tylko zniecierpliwienie. Że coś idzie za wolno, że nie idzie wcale. I całe mnóstwo zmartwień. Także tych jeszczenieprawdziwych, gdybaniowych zmartwień.


5) Jeżeli student nie wie, że coś zawala, dostaje po dupie i już wie, że zawala. Nie może pójść dalej jeżeli się z czegoś nie wywiązał (jeżeli zostały nam jakieś dyżury, nie możemy podejść do egzaminu). Maturzysta jest panem swojego losu. To on ocenia siebie (przynajmniej do czasu final destination). Czasami zbyt przychylnie (oookeeeey, to to już mniej więcej umiem, dalej), a czasami popata w jakieś dziwne perfekcjonistyczne zapętlenie i po raz enty czyta coś czego nie jest pewien że będzie pamiętać i doszukuje się dziury w całym (spróbujmy jeszcze raz. X100) - tą drogą też się do nikąd nie dojdzie.

6) Studenci mają additional study speeda. Żyją szybko. Chciałam tutaj przytoczyć opis doby z III roku, ale trudno znaleźć miejsce w którym doba się zaczynała i kończyła. '3 ----'5 haha tak mi się teraz skojarzyło jakoś ^_^"
4:00 spać
8:30 wstać
9:45 zajęcia
15:00 koniec zajęć
15:15 jedzenie w biegu
16:00 BUW
21:00 spać
24:00 uczyć
4:00 spać
czasami, kiedy zostawałam na noc u Williama szliśmy przed północą do Hybryd, wracaliśmy koło 3, napieprzaliśmy, kładliśmy się spać i nikomu nie przeszkadzał 3h sen. Niezdrowo, pewnie szalenie wynieszczająco (długofalowo). Ale jakoś tak miło wspominam. To był speed. 

4) Student nie ma prawa zrobić wszystkiego. ZAWSZE jest jeszcze coś do przeczytania (literatura obowiązkowa>literatura zalecana>literatura costamcostam).

Maturzysta wie, że zostało za dużo materiału i za mało czasu. Ale zostały mu jeszcze dwa miesiące. Nie czuje stresu. Tego przyspieszającego stresu. Speed up old lady!

3) Konkurencja. W kontekście studiów mówi się o wyścigu szczurów. Tylko wyniki uniwersyteckie studenta A nie zależą od wyników studenta B. Te wyniki nie są względne. Tymczasem matura i indeks uczelni medycznej sprowadza się do  you're on of a million♪ (po 5 sec zaleca się wyłączenie zakładki :D) . Mieścisz się w. pierwszej dwusetce? Welcome, welcome my dear  boy.



Zdjęcie podprowadzone stąd

To tyle z wypunktowanych porównań. Już mnie męczą. I podoba mi się, że są niepoukładane po koleji. Znaczy kolei.
Nun, sind sie in der Richtigen Reihenfolge gemacht?


Kartka z zeszytu z chemii
Jakoś z miesiąć temu dotarła do mnie ważna rzecz. Robiło się już późno, równowagi reakcji nudziły i jakoś tam popadłam w thinking mood. Nie chce mi się przepisywać, więc wklejam. Nazwę to jakoś podniośle. Kartka z pamiętnika? W sumie to zeszyt do chemii był -_-. Ok. Kartka z zeszytu z chemii let it be. 
Morał z tego taki, że nie ważne jak długo przy czymś siedzimy. Nie ważne ile zadań zrobimy. Ważne żeby mieć wwyniki. Dlatego teraz idę w pamięciówkę (akurat dobrze się składa, bo zostały mi organy). Co do zadań: po prostu masowo je rozwiązywać.

Teraz nie mam za bardzo czasu, chęci, ani wprawy. Ale po maturach rozpiszę sposób pracy z poleceniami zadań maturalnych.

Tak naprawdę to mam teraz wielką ochotę zjeść grillowaną kiełbaskę. I poczuć zapach burzy. Od biedy deszczu.

I może w ogóle uda mi się rozruszać bloga, chociaż pewnie będą to opowiadania retrospektywne. Mam w bazie 36 zapisanych postów, z czego tylko 22 zostały opublikowane. Zazwyczaj kiedy zaczynam pisać "o mojej drodze do indeksu" (to taki ładny frazes), przypomina mi się, że poprzez pisanie zbaczam z tej drogi. Dlatego prawie nigdy nie kończę postów. A nieskończonych jakoś tak nie publikuję. A może wykorzystać to jako charakterystyczny element bloga? Dzięki temu, kiedy spojrzę na przerwaną notkę prz

2 komentarze:

  1. Tak przeczytałem ten wpis i w dużej części masz rację. Natomiast mam wrażenie, że za bardzo patrzysz na maturę jak na ścianę nie do przeskoczenia. Weź pod uwagę, że do matury uczysz się najpierw w liceum przez kilka lat. To nie jest tak że nagle masz nowy przedmiot rzucony i masz go obkuć od A do Z w pół roku. Fakt, żeby dostać się lekarski to trzeba się wykazać (dla mnie biologia była wielkim murem). Pamiętam jak ja poprawiałem maturę studiując na uniwerku. Nie miałem żadnego ambitnego planu jak to zrobić. I to jeszcze tak niefortunnie mi się złożyło, że maturę miałem w gorącym okresie zaliczeń na uczelni - jeden dzień maturka z biologii, a na drugi dzień zaliczenie z fizyki mechanicznej. Może zamiast stresować się maturą podejdź do niej bardziej na luzie (tak wiem łatwo mówić ale wkońcu ja też przerabiałem to, to wiem coś na ten temat). Kilka dni przez maturą z danego przedmiotu przejrzałem szybko materiał i tyle było mojej nauki- wiedziałem co olałem za pierwszym razem i co warto powtórzyć bardziej i co da się doszlifować. Jeśli czegoś (np. dla mnie to była ekologia) przez kilka lat się nie mogłem nauczyć to raczej kolejne podejście też się nie zakończy wielkim sukcesem i będę się niepotrzebnie że mi nie idzie nauka i tracę czas który mógłbym wykorzystać na inną działkę. Weź pod uwagę, że to jest Twoja kolejna matura i masz większe doświadczenie w tej kwestii jeśli chodzi o osoby co podchodzą do niej pierwszy raz.
    Powodzenia!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, hej,
      dziękuję za tak obszerny feedback. W tym roku wyjątkowo upodobałam sobie czytanie opowieści o cudzych doświadczeniach w drodze do medycyny i bardzo mnie ucieszyło, że postanowiłeś podzielić się swoją. Czytanie o czyichś sukcesach niesie ze sobą coś dobrego, coś na kształt nadziei – mimo, że nawet nie znamy ludzi, którzy opowiadają jak im się udało :) Zakończyłam czytanie Twojego komentarza ze szczerym uśmiechem, którego ostatnio często mi brakuję – i za to również dziękuję.

      Masz sporo racji, rzeczywiście mocno się spinam i głupio (bo bezowocnie) tracę czas na troskach.
      Jednak nasze uwarunkowania dość mocno się różnią. Nie tylko czasem po jakim ponownie przystępuję do matury (byłam na 4 roku kiedy zrezygnowałam), ale też priorytetami jakie mieliśmy w szkole średniej. W moich czasach licealnych położyłam laskę na przedmioty z których w tym roku piszę maturę. Więc rzeczywiście jest tak, że uczę się przedmiotów z którymi nie miałam wiele do czynienia wcześniej. Ma to też swoje plusy – nie uczyłam się z błędami, swoją wiedzą dzielą się ze mną dwa olimpijczycy z chemii no i mam trochę inne podejście po 4 latach studiowania. Ale jednak jakoś tak obawiam się tych egzaminów i tego, że kolejny rok miałabym się przemęczyć w moim osobliwym (i bardzo męczącym) stanie pomiędzy. A lata mi mijają…
      Sprawę trochę też komplikuje mój system 1:0. Warszawa albo nic.
      Tak bardzo chciałabym żeby się udało.

      Usuń