jakikolwiek

1/22/2013

Powiedz proszę, nikomu nie powiem

Ostatnio wpadł do nas kolega z politechniki po zwolnienie. Nie widziałam go od roku, kiedy to nasz kumpel zarzygał ścianę kuchni w mieszkaniu jego ą ę rodziców (cóż, zamiast nalewać trzeba było słuchać kiedy mówiłam, że bibmber po whiskaczu to zły pomysł). Wracając do wizyty,  kiepsko się rozmawiało. (Nawet Le Boyfriend był sztywny jak kij od szczotki). Typowa wymiana po roku niewidzenia:

Ja i LeB: Hey! so....now it's your turn to say somethin' -_-' żartuję ^_^ Tak naprawdę, to było to tak:
Ja i LeB: Oooo, wieki całe. Co tam?
K: Noooo, dobrze. U was?
Ja i LeB: Nooooo, też dobrze.
(i zaczęło się)
K: A Ty co teraz robisz? To już rok magisterek?
Ja: Mmm, no, powiedzmy. Mam sporo nauki, ale nie rozmawiajmy o studiach, to nudny temat.
K: A Ty nie miałaś gdzieś jeszcze do Chin na stypendium pojechać?
Ja: MMM, Nooo, powiedzmy. Nie rozmawiajmy o Azji.
K: No ale co się stało?
Ja: No wiesz, mieszkamy razem od ponad 2 lat, nie pojadę do Chin zostawiając go na rok samego. 
To moja wina. Zawsze bombarduję ludzi słowami (BFFs mówią o powodziach słowotoku). Kiedy ktoś do nas wpada lub w innych okolicznościah widuję znajomych znajomych staram się rozmawiać z każdym. Nigdy nie wiesz kiedy poznasz kogoś interesującego. Rozmawiamy o nich, o mnie, sieci wzajemnych interakcji. I chyba niepotrzebnie w tych rozmowach dzielę się pomysłami na życie, bo w takim roku jak ten po raz pierwszy nie chcę odpowiadać na pytania o studia, o to co robię, czym się zajmuję i jakie mam plany na przyszłość. 

Moje koło naukowe jeszcze się nie kapnęło, że zrezygnowałam ze studiów na MISHu. Dopóki zapraszam ich do siebie, opowiadam o moich pomysłach na konferencję (tematy bloków, lista gości), a później składają je na piśmie sygnowanym swoim nazwiskiem, to wszystko działa i nikt się nie orientuje. 
Ale wiedzą moi koledzy z grup ćwiczeniowych na Ekonomii i cała specjalizacja wschodnioazjatycka. Wschodni azjacji fajnie spekulowali kiedy dowiedzieli się że ubyło studenta. "Wyjeżdzasz na Tajwan?" "Będziesz studiować teraz w Japonii?" "Och kochanie, chyba nie wpadłaś, co?" "Ale wytłumacz mi raz jeszcze: dlaczego nie możesz studiować na dwóch kierunkach? Przecież jesteś MISHowcem, Ty już studiujesz na dwóch kierunkach". "Ah ustawa. I drugie studia płatne?" "To co to za kierunek ścisły?" "Powiedz proszę, nikomu nie powiem". 

To co zrobiłam, ... to jest szalone. To mój quest i po drodze do lauru nie chcę grona "na pewno Ci się uda", takiego, które zapewnia fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Nie chcę grona "Tym razem postawiłaś próg za wysoko", które próbuje upierdolić inicjatywę już na starcie. Żadnych cynicznych imbecyli którzy w razie niepowodzenia powiedzą "I told ya". Żadnych entuzjastycznie nastawionych kibiców, którzy w razie powodzenia zasugerują że wszystko przychodzi mi łatwo "A mówiłem? Tobie miałoby się nie udać?"
Prawda jest taka, że nic nigdy nie przyszło mi łatwo. Życie mnie nauczyło, że mogę się obijać i upierdalać, albo pracować i zbierać żniwa. To mój rok i moja ciężka praca. I mimo, że trenuje mnie dwójka olimpijczyków, to żadne z nich nie przekaże mi swojej wiedzy za pomocą myśloodsiewni. Mogą tylko potwierdzić albo skorygować mój tok myślenia przy rozwiązywaniu zadań. Myślenie i zapamiętywanie to moja działka, mój trud, moje wyrzeczenia i mój czas. I... tak bardzo chcę żeby to się udało. 

A swoją drogą, to jak można wyjechać na rok od swojego partnera?! Kwiaty (no przecież) muszą być regularnie podlewane. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz