jakikolwiek

11/24/2012

Okres jazzowy, posthisterialny


Piątkowy jazz był zaskakująco poczciwy. Pachniał ziemią i jakąś egzotyczną nutą. Przez głowę przechodziło fchuj dużo pomysłów i tylko mówić już nie bardzo się chciało. Nie pamiętam dokładnie kiedy po raz ostatni spało mi się równie dobrze. Kojarzy mi się coś z zamierzchłymi czasami liceum. Ta szkoła średnia, coś ostatnio często do niej wracam.

Fajnie, że wpadli kumple ze studiów. Ten tydzień minął mi w cieniu fatum poprzedniego weekendu i czułam, że muszę odwrócić passę. Czas wrócić do wypracowanego rytmu. Gorzej, bo z chemią jestem daleko w tyle. Przy temacie kwantów uwidocznił się mój problem z uczeniem: nie jestem w stanie przyjąć (zapamiętać, zaakceptować, utrwalić, pracować z) żadnym twierdzeniem, ani hipotezą, jeżeli nie będę widzieć jej logicznie działającego mechanizmu. Jeżeli nie widzę, a wiem, że coś rozumieć muszę, to szukam dalej, pogłębiam temat - i tak w nieskończoność. A czasem brakuje mi wiedzy fizyczno matematycznej, żeby dojść do tego, czego szukam
albo okazuje się, że czas liczenia takiego równania, na unierwsytetach zachodnich, przekroczył trzy miesiące.
Wracając do wnikania, to w systemie 0-1 nie jest to złe, bo ćwiczę pamięć i więcej mi zostanie, tylko boję się, że czasu mi braknie - i tu jest pies porzebany.
"Tablice" z matmy podziałały uspokajająco - mój cel, to minimum 100%. Z biologii wciąż drąże temat zasady, cukru i reszty fosforanowej. I'm lovin' it. Naprawdę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz